t013A zaczęło się tak niewinnie. Chcieliśmy gdzieś pojechać, ale daleko, jak najdalej…To czemu nie do Gdańska, w końcu tam nas jeszcze nie było. Najpierw przygotowania, zgody, oświadczenia, bilety na pociąg, a kasa w Rzeszowie. Daliśmy radę i nadeszła wiekopomna chwila- 07 kwietnia krośnieński dworzec przeżył oblężenie- zebrało się 30 osób obładowanych jak wielbłądy z żądzą przygody w oczach. No i zaczęło się: najpierw liczenie stada, które ciągle było w ruchu, a potem na stację wjechał pociąg. Wzrok konduktora, kiedy nas zobaczył – bezcenny. Wsiedliśmy, miejscówek szukaliśmy do Jasła, dobrze, że tylko dwa wagony były… Opiekunki dwoiły się i liczyły, usadzały, przesadzały i negocjowały z panem konduktorem. I wtedy przyszedł sms od dwóch takich, co wsiąść mieli w Zagórzu, że właśnie dojeżdżają do Sanoka.

Nasze profesorki zeszły na zawał po raz pierwszy, na szczęście konduktor, który po raz kolejny próbował przeliczyć legitymacje dał cynk, że jakiś dwóch ukrywa się w pierwszym przedziale, z czego jeden za dopłatą. Obyło się bez reanimacji, ale trzeba było zapłacić za dwóch sklerotyków, co to zapomnieli o legitymacji. Stanęło na tym, że rodzice wyślą je priorytetem na adres schroniska, bo przecież jakoś jeszcze wrócić trzeba. Tu musimy dodać, że niektórzy pasażerowie drugiej klasy, gdy zobaczyli naszą bandę dokonali dopłaty i uciekli przerażeni do pierwszej klasy. W okolicach Rzeszowa wyszło na to, że nasze opiekunki wreszcie mogą zająć swoje miejsca, po uprzednim zlokalizowaniu walizek, kurtek i torebek. I tu pojawił się problem- pies nie chciał ich wpuścić do przedziału- szczekał jak opętany, nie chciał negocjacji i nie uległ korupcji. Dobrze, że wysiadł w Warszawie… Podróż trwała bez zakłóceń, próbowaliśmy nawet spać, a gdy wysiadło ogrzewanie jechaliśmy po pańsku- w pierwszej klasie.

                Gdańsk przywitał nas słońcem, szybki marsz do schroniska, gdzie z ulgą pozbyliśmy się bagaży i z językiem na brodzie ruszyliśmy na podbój Europejskiego Centrum Solidarności. Tam czekała na nas bardzo miła pani, która żądała od nas aktywnego uczestnictwa w zajęciach, a oczy na zapałkach. Ale kto da radę, jak nie my? Uzupełniliśmy przygotowane przez nią materiały, zwiedzając wystawę stałą, niektórzy się wczuli –wypróbowali historyczną suwnicę Anny Walentynowicz, a potem odpoczywali w milicyjnej nysce. ECS zrobiło na nas wrażenie, biegaliśmy więc i robiliśmy fotki gdzie się dało. Po zajęciach marsz na obiad do schroniska (ponoć knedle były zbyt słodkie), liczenie stada i podróż tramwajem z przesiadką, na Westerplatte. Niektórzy z nas po raz pierwszy korzystali z tego środka lokomocji. Na miejscu wreszcie zobaczyliśmy morze, a pan przewodnik opowiedział nam, co się działo w tym miejscu 1 września 1939 r. Zwiedzaliśmy fortyfikacje, a morska bryza skutecznie wzmagała nasz apetyt. W drodze powrotnej tematem przewodnim było jedzenie, nawet siostry Dżejdżej wyczerpały zapasy. Toteż w Gdańsku rzuciliśmy się na punkty gastronomiczne i sklepy spożywcze, skutecznie czyszcząc magazyny i poświąteczne zapasy. A w schronisku czekały na nas pokoje i kolejny zawał opiekunek- trzeba było towarzystwo rozlokować przecież. O 22. 00 profesorki dokonały kontroli i okazało się, że wszyscy śpią, jak zabici, tylko siostry Dżejdżej uszczuplały zapasy poczynione przezornie na wieczornych zakupach. Drugi dzień był równie wyczerpujący- od 4.00 zaprzyjaźniony gołąb Tomek rozpoczął budzenie. Słodkie gruchanie skutecznie wykluczało sen. Podczas śniadania kierownik wycieczki zarządziła jedzenie na zapas, zagroziła kolejnym zawałem, jeżeli po dwóch godzinach usłyszy, że ktoś jest głodny. Staraliśmy się, bo to już trzeci zawał, a ponoć przeżyć można tylko trzy… W ESC znów czekały na nas zajęcia warsztatowe-Ruch oporu w Europie podczas II wojny światowej, a po obiedzie zwiedzanie Gdańska z przewodnikiem. Pan Arek był fantastyczny. Teraz już wiemy, że Kopernik był kobietą, a chcąc zachować post w piątek należy jeść bobry. Dowiedzieliśmy się również, że gdańszczanie mieli wszystko uregulowane prawnie: ilość osób na ślubie, długość trenu panny młodej, czas trwania wesela i liczbę przygrywających muzykantów. A na koniec wysłuchaliśmy opowieści o romansie Kopernika z rudowłosą wdową, która to trzy lata po śmierci męża urodziła dziecię. Cud? Nie sądzimy. Wszystko pięknie i uroczo, ale gdzie to morze? Pewnie w Gdyni. No to pojechaliśmy do portu gdyńskiego, gdzie podziwialiśmy głównie zamknięte sklepy, stragany i punkty gastronomiczne na molo, ale i Dar Pomorza się znalazł, a jedna z sióstr Dżejdżej widziała nawet Meksyk! Po powrocie do Gdańska tradycyjnie byliśmy głodni…. I ostatnia noc w schronisku. Tym razem nie byliśmy tak grzeczni i padliśmy dopiero koło północy. Ostatni dzień był szczególnie atrakcyjny. Oczywiście najpierw warsztaty, tym razem o stereotypach i tolerancji (Korczyna i kebab). Podziękowaliśmy prowadzącym za zajęcia , każdy uczestnik otrzymał dyplom i gadżety. Niektórzy mieli wyjątkowe szczęście, bo w windzie spotkali Lecha Wałęsę. Niestety, pan prezydent się spieszył, nawet sweet foci nie dało się zrobić. A po obiedzie plażing w Jelitkowie. Przywitanie z Bałtykiem było bardzo żywiołowe i widowiskowe. Niektórzy to się nawet opalali w kąpielówkach. Joszko w majtkach i w czapce, bo zimno. Było zbieranie muszelek i bursztynów, moczenie nóg w Bałtyku (woda tak z 8 stopni miała), no i jedzenie, bo oczywiście byliśmy głodni. Po powrocie do Gdańska kolacja i oczekiwanie na pociąg- 20.06, tylko dlaczego zamiast Zagórz wyświetla się Zakopane?! Pobiegaliśmy po peronie: wagon 17 jedzie do Zagórza, sektor B- biegniemy. Wjeżdża Monciak- wagon 17 wyhamował w sektorze A- bieg z walizką na czas. Uff. Wsiedliśmy. Kto ma siedzieć i gdzie? Tradycyjny zamęt z jednoczesnym przeliczaniem stada w ciągłym ruchu. W okolicach Warszawy sytuacja była opanowana. Tym razem konduktorzy sprawnie liczyli legitymacje, tylko skanowane zdjęcia im się nie podobały. Po czternastu godzinach podróży przywitaliśmy Krosno równie entuzjastycznie, jak plażę w Jelitkowie. Udało się. Nie zgubiliśmy się, choć łatwo nie było. Na koniec zagadka- jak zrealizować awizo na list polecony, jeżeli jedyny dokument tożsamości adresata znajduję się w tym liście? I jeszcze podziękowania dla pani Joanny Kościółek. Pani wie za co ;).

Aktualności

Czas karnawału w tym roku wyjątkowo długi i obfitujący w różne karnawałowe zabawy. Tym razem uczniowie szkoły przysposabiającej do pracy wraz z wychowawcami panią Dorotą Dołęgowską i Gabrielą Reng uczestniczyli w balu zorganizowanym przez Ośrodek Rewalidacyjno-Edukacyjno-Wychowawczy w Rymanowie. Zabawa odbyła się 7 lutego w restauracji Jaś Wędrowniczek.

Nasza oferta

Kontakt

Zespół Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich w Iwoniczu-Zdroju
ul. Piwarskiego 19
38-440 Iwonicz-Zdrój

tel. 134 375 431
fax 134 350 326

www: www.zsgh.pl
e-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

NIP 684-23-73-934
REGON 371180820